piątek, 10 sierpnia 2007

Popijam piffko znanej marki, tak do snu, może w oczekiwaniu na Ojca chrzestnego cz. III (choć jeszcze żadnej wcześniejszej części me oczy nie widziały). Dla niektórych pewnie już jestem alkoholikiem (he he), bo za często to pijam. Może i często ale w niewielkich ilościach!!! Cieszę się, że mogę być sobą i przed nikim nie muszę się tłumaczyć co robię. Na siłę kogoś zmieniać to także nie moja umiejętność. A najbardziej chyba zmierził mnie fakt odrazy do mojego psa, to chyba przeważyło szalę (zwłaszcza, że jestem do niego przywiązana). Po raz pierwszy w życiu to nie ze mną były problemy (i tak właśnie czułam, że racja była po mojej stronie). Moja samoocena trochę podupadła- jak zwykle bywa w takich sytuacjach, ale lepiej było rozwiązać to teraz aniżeli męczyć się jeszcze bardziej, dłużej. Nawet nie chciało mi się już dociekać, co, jak, dlaczego, po raz pierwszy sobie odpuściłam. Czułam po prostu, że nie mam o co walczyć, że tak naprawdę to nie to. Odpocznę sobie, nabierając sił witalnych, wykorzystując wolny czas produktywnie, nucąc: "nie mam nic do powiedzenia Ci, nie mam nic do powiedzenia Tobie, tysiąc razy możesz krzyczeć<> rozwiązały wszystkie sprawy się, wiem na pewno umrę dziś"- ta którą znałeś...

Brak komentarzy: