czwartek, 24 lutego 2011

Luty już się kończy, a ja się lenię nic tu nie umieszczając. Niezupełnie tak jest, czasem człowiek nie ma jakoś siły i chęci opisywać tego, co siedzi w nim w środku.
A ostatnio wręcz buzuje od złych emocji. Wszystko co związane jest z życiem codziennym, z moim otoczeniem (nie licząc domu, bo tutaj mam jeszcze jakąś ostoję) czy nawet co dotyczy mojej pracy w jakimś stopniu mnie drażni. Kilka dni temu zwróciłam się z prośbą do mojej pracodawczyni o wyrównanie mojej pensji do najniższej krajowej, bo z tą premią to różnie bywa i czasem pewnie najniższa krajowa mi nie wychodzi. Do tej pory czekam na odpowiedź, bo doszły mnie słuchy, że nie były na ten rok przewidziane żadne pieniądze na tego typu cele. A przecież nie zrezygnuje się z planów na ten rok żeby dołożyć coś pracownikowi, który ledwo wiąże koniec z końcem. Bo przecież co to za motywacja... Dodam, że ja się nie staram o podwyżkę, bo to byłoby za dużo (jak dla niektórych;), ja tylko chcę zarabiać odrobinę więcej, tak by była chociaż ta najniższa pensja. Ale widocznie jest to zbyt wiele. Jakie to żałosne i uwłaczające, że muszę upominać się o coś tak oczywistego...
Straciłam w ostatnim czasie chęć do przychodzenia do pracy, nie widzę najmniejszego sensu by tam przebywać, tracę tylko niepotrzebnie swój cenny czas.. Coraz bardziej irytują mnie tamtejsze układziki, zamiatanie pod dywan i udawanie, że nie ma problemu z zarobkami dla ludzi, którzy robią tam naprawdę wiele.
Jak tylko znajdę coś odpowiedniego, to bez żalu pożegnam się z obecną pracą.
Inne sprawy: strasznie ubolewam nad tym, że ktoś okradł Jerzego Nowosielskiego tuż po jego śmierci, co za skurw....stwo. Przepraszam za wulgaryzm, ale nie umiem na to znaleźć innego słowa. Co się dzieje z tym światem? Brak już na nim jakichkolwiek świętości? Nie potrafię tego zrozumieć...
Dziś dobiła mnie jeszcze wiadomość o galopujących cenach, o tym że m.in. cukier ma zdrożeć 0 150 % i zaczną się powroty do chwil, kiedy w zaciszu kuchni czy drugiego pokoju stał worek z 20 kg cukru... Mam nadzieję, że do takiej sytuacji nie dojdzie, bo ciężko będzie się odzwyczaić od słodzenia herbaty...
Na szczęście jutro piątek, przetrwam go w pracy, a potem kilkadziesiąt godzin będę mogła skupić się na tym, co przyniesie relaks i odrobinę zapomnienia.

piątek, 21 stycznia 2011

trochę retrospekcji

Ponieważ życie ludzkie składa się czasem także z pewnych wydarzeń, które rozświetlają szarość dnia powszedniego. Chciałabym powrócić do wydarzenia, które miało miejsce 04.12.2010 r.
a jednak wciąż gdzieś we mnie pobrzmiewa. W toruńskim klubie "OD Nowa" miał miejsce niezwykle poetycki i kameralny koncert Mariusza Lubomskiego.
Artysta pochodzi z Torunia, wykonuje piosenki autorskie. A jego koncert nie był jedynie przeglądem ostatniej płyty "Ambiwalencja", ale także powrotem do nieco starszych i rozpoznawalnych kompozycji poprzez "Psychobójcę", "Spacerologię" aż po utwór "A mój pies jest inny". Lubomskiemu towarzyszył jego zespół w składzie: Michał Bryndal, Robert Cichy oraz Wojciech Pulsyn, który doskonale oddawał klimat piosenek. Na scenie było widać niesamowitą energię jaka emanowała z muzyków.
Artysta każdy z utworów, często opatrywał zabawnym i błyskotliwym komentarzem.
Mariusz Lubomski tworzy specyficzny nastrój swoich występów także ze względu na swój wygląd oraz ruchy jakie towarzyszą mu przy wykonywaniu piosenek. Ponadto niektóre śpiewane przez niego frazy pełne są ekspresji, są w szczególny sposób akcentowane, czasem wykrzyczane.
Koncert odbył się w hali, która była specjalnie pomniejszona i zaaranżowana, tak by nastrój koncertu był kameralny i miał coś z kabaretu. Ogólnie na koncercie panowała czerń i zaciemnienie przez co dużo lepszy był odbiór recitalu.
Z jednej strony było lirycznie, nostalgicznie, bo niektóre teksty traktowały o przemijaniu, upływie czasu jak np. w piosence "Zegarek po starym" :
Mam zegarek po ojcu i wraz
z jego rytmem zaczynam czuć czas
godzin młyńskie kamienie
miałkich sekund swędzenie
i czytuję rubryczki - kto zgasł

A niekiedy autor przewrotnie zabawiał się słowami w piosence też o przemijaniu "Krótko o mnie":
Zostaną po mnie
Wkrótce krótkie spodnie,
Zostanie po mnie krótki szkic.
Zostaną po mnie
Skróty krótkich wspomnień,
Pokrótce: nie zostanie nic!

Oczywiście nie zabrakło również tekstów o związkach międzyludzkich, jak w piosence "Ja jestem mąż":
Gdy powiesz mi, że to jest nasz koniec
Gdy wskażesz drzwi i skryjesz twarz w dłonie.
Ja Ci mogę rzecz na drogę
Spod spuszczonych powiek,
Że zostaniesz zawsze we mnie,
A ja chciałbym w Tobie.

Ten koncert na pewno długo jeszcze zostanie w mej pamięci, ze względu na jego poetycki klimat i nasycenie zarówno moich uszu jak i oczu.

piątek, 14 stycznia 2011

Mój osobisty manifest

I znowu złe myśli się zebrały, wylazły i tłamszą mą duszę. Znowu pojawiła się frustracja, aż mam ochotę krzyczeć. Że jest mi strasznie źle, że kolejny raz niemoc mnie dopadła, że brak mi motywacji. Mam prawo czuć się źle i nie pociesza mnie fakt, że inni mają gorzej... Zresztą dlaczego by miało tak być?
Nie mogę się pogodzić z faktem, że pracując w kulturze zarabiam tak gówniano-psie pieniądze. To jest żenujące. Kocham kulturę i jakoś nie widzę się jako pracownik innej branży. Bardziej co prawda kocham muzykę, ale to przecież się w tym zawiera.
Kolejna sprawa, której nie mogę przeżyć, to to, że dojeżdżam do pracy i nikt nie chce zwracać mi pieniędzy za bilet miesięczny, który pożera 1/6 mojej pensji. Oczywiście pensja należy do najniższych. Pracuje więc dla idei.
Czasem przychodzą takie chwile, że człowiek ma dość wszystkiego. Nasi politycy, którzy rządzą tym krajem, mają gdzieś potrzeby innych ludzi. Dlaczego nie można podnieść ludziom pensji? By mogło się żyć godnie, normalnie, a nie głowić się jak tu przeżyć do następnej pensji.
W zamian za to podnosi się podatek na prawie wszystkie towary? Za co ma się je kupować?
Jestem u progu 30-tki, wstyd mi, że skończyłam studia, skoro sprzątaczka zarabia porównywalne pieniądze do mnie.
Rodziny na razie nie planuję, bo z czego mam ją niby utrzymać. Choć pewnie to już powoli czas by się nad tym zastanawiać.
Jedynie muszę liczyć na to, że w końcu mój chłopak znajdzie jakąś stałą pracę.
Bywają takie dni, że nie dopuszczam do siebie myśli, że jest tak bardzo źle. Oszukuje się? Być może, ale to tylko po to by nie czuć się jeszcze gorzej. Ale czasem to jest silniejsze ode mnie i zalewa mnie potok myśli, które zaczynają coraz bardziej uwierać.
Potem człowiek ochłonie i na jakiś czas jest spokój. Aż do następnego razu...

niedziela, 9 stycznia 2011

2011 rok czas zacząć

Życzę sobie przede wszystkim by wytrwać w prowadzeniu tego bloga- częściej pisać muszę.
Poza tym mniej będę przeklinała, mniej jadła, częściej dbała o kondycję fizyczną- by lepiej się czuć.
Więcej działała w sprawie powrotu do miasta studiów. Nabiorę większej pewności siebie, zacznę się realizować po pracy albo zmienię pracę na taką która da mi więcej satysfakcji.
Wybiorę się w końcu na open'er'a lub na jakiś porządny koncert, bo kto wie czy później będzie ku temu okazja. Człowiek się robi coraz starszy, młodość coraz szybciej się oddala. Potem przyjdzie mi się małżeństwować, dzieci rodzić itp. I człowiek nie będzie już miał tyle polotu co kiedyś, nie mówiąc już o braku czasu na wiele rzeczy.
Więc z takim nastawieniem wchodzę w ten nowy rok, patrząc na bieg kolejnych wydarzeń.
Z noworocznym pozdrowieniem HOUK!:)

czwartek, 7 stycznia 2010

Styczniowo na rozruch



Ależ mnie tu dawno nie było. W ostatnim czasie trochę przysypało, przymroziło i to chyba dlatego. Jestem właśnie świeżo po urlopie, którego mimo, że nie spędziłam w ciepłym kraju, to i tak było nieźle. Najważniejsza rzecz- wypoczęłam!!! Wybraliśmy się nawet pewnego słonecznego dnia na wycieczkę, śladem nadwiślańskim w stronę Gdańska. Z racji tego, że grudniowe dni są trochę krótsze niż zazwyczaj, dotarliśmy do Pelplina. Po drodze było kilka punktów, które odwiedziliśmy. Chcieliśmy się przeprawić promem przez Wisłę, ale niestety w zimę to niemożliwe. Punkt przeprawowy za miejscowością Opalenie był nieczynny. Kiedy zbliżaliśmy się już do brzegu, dało się odczuć taki specyficzny nastrój pogranicza, tego, że po drugiej stronie istnieje jakiś inny świat. A śnieg leżący wokół dodatkowo potęgował to odczucie.
W drodze powrotnej zajechaliśmy do Mniszka, miejsca martyrologicznego, gdzie hitlerowcy pomordowali ok. 10.000 ludzi, w tym: inteligentów, dzieci, pacjentów, jeńców wojennych z okolicznych miejscowości. To niewyobrażalne, że na tak niewielkim terenie wymordowano tak ogromną liczbę ludzi.
A od niedawna zmieniła się nam data i znowu człowiek musi się przestawiać i przyzwyczajać do nowych cyferek. Minie trochę czasu zanim człowiek to opanuje, a potem nim się obejrzy znowu nadejdzie kolejny rok. I tak w kółko.

wtorek, 26 maja 2009

u kresu maja

Połowa roku już prawie za nami, te tygodnie tak szybko ulatują. Nawet nie zauważyłam kiedy pisałam coś w tym miejscu raz ostatni. Troszkę się pozmieniało. Prawie 2- miesiące temu znalazłam pracę. Znów w instytucji muzealnej, nieopodal miejsca, gdzie ostatnio przesypiam noce. Na razie dojeżdżam do pracy, wstaję wcześnie rano. Ale też i popołudnia miewam dla siebie. Jest dobrze, bo moge pracować w swoim zawodzie. Choć nigdy nie przypuszczałam, że tak może zdarzyć się w moim życiu. Mam szanse wykorzystać wiedzę zdobytą na studiach. Nie oznacza to jednak, że osiądę na przysłowiowych laurach. Jak się nieco wydobędę z finansowej zapaści, trzeba będzie pomyśleć o jakimś doszkalaniu. W moim życiu różnie bywa i nigdy nie wiem, co kryje się za jego następną przecznicą. Toteż wolę być przygotowana na różne ewentualności. W pracy przyjemnie spędzam czas, ludzie są przyjaźni i pomocni. Atmosfera także sprzyja rozwijaniu pomysłów. Wszystko to, co rodzi się w mojej głowie, krok po kroku muszę ogarnąć i powinno być dobrze. W tym roku, za dużego indywidualnego pola do popisu mieć nie będę, ale mam zamiar wykorzystać ten czas najlepiej jak potrafię, by w przyszłości zaowocowało to czymś pozytywnym. Z mego gabinetu rozciąga się widok na błękitne wody Wisły. Zawsze znajdę czas, by zerknąć na ten pejzaż. Ciekawa jestem jak będzie się on zmieniał w kolejnych porach roku.

poniedziałek, 16 lutego 2009

Bezsenna zakochana

Dziś publikuję kolejny wiersz. Jakoś tak ostatnio się składa, że gdzieś gubię rymy, coraz mniej ich stosuje. Może to tylko chwilowe, albo jakaś nowa faza mojej pisaniny. Dojrzewam twórczo czy jak. Ale i tak chyba nadal łatwiej mi stworzyć wierszydło niż jakiś artykuł. Być może i na to przyjdzie czas. Utwór ten zrodził się podczas jednego z ostatnich wieczorów. Jego tytuł zawarty jest w tytule tego posta.

Już noc nastała, w domu cisza

Sen nawet leży na łóżku

Ja też bym chciała spocząć tuż obok

Lecz nie jest to prosta sprawa

By wierną być Tobie

Postanowiłam nie zmrużyć bez Ciebie oka

Byś nie pomyślał że Cię zdradzałam

Bo z Morfeuszem tańcuje

Wolę już nie spać

A gdy powrócisz

Spokojnie me oczy zamknę

I odsypiając te wszystkie chwile

Będę Cię kochać już mocniej