czwartek, 16 października 2008

powrót na łono ojczyzny

Goszczę już nad Wisłą dni kilka. Na razie ani w miejscu, gdzie ostatnio pracowałam, ani tym bardziej w rodzinnych stronach. Jest mi tu dobrze, choć tak naprawdę we wnętrzu wszystko krzyczy, musi się poukładać i potrzebuje jednak na to czasu, Mam straszny mętlik w głowie i nie bardzo jeszcze wiem czego chcę od życia, od mojego związku, od zajęcia w przyszłości. Szukam pracy, choć idzie mi to bardzo wolno, wręcz mozolnie. Stawiłam się na razie na jedną rozmowę kwalifikacyjną, ale w miejsce tak bardzo odległe od tego co chyba chciałabym robić. Piszę chyba, bo przed wyjazdem do Hiszpanii, odwiedziłam doradztwo zawodowe i z testów czy moich predyspozycji wywnioskowaliśmy, że to może być to. W działaniach na rzecz wyrwania się ze stanu bezrobocia przeszkadza mi jednak mój wrodzony pesymizm. Który na razie zresztą przesłania mi totalny obraz świata.
W dodatku utraciłam kontakty z moją tak bardzo niepoukładaną rodziną i muszę to też jakoś przetrawić. Człowiek chce się jakoś poukładać a tu ciągle mu pod górkę. A jak jeszcze do tego jest wrażliwy to już totalna porażka. Więc układam się jakoś kawałek po kawałku. Chcę przynajmniej , ale czy się to uda? Momentami jednak staram spychać się to na dalszy plan, ale to i tak wyłazi. Mam tylko nadzieję, że ludziom, którzy obecnie ze mną przebywają starczy na tyle cierpliwości, by znieść te moje humory.