niedziela, 7 października 2007

październik

Jak zwykle miliony przemyśleń mnie dopadły. Trzymają się mnie i za cholerę nie chcą mnie opuścić. Boję się, że do opisania tego wszystkiego nie starczy mi przestrzeni na blogu. Dziś podejmę nieśmiałą próbę zawarcia tylko niektórych z nich.
Ostatnio boleśnie odkryłam, że praca, która obecnie się pałam nie przynosi mi żadnej satysfakcji. W żaden sposób mnie nie rozwija. Dodatkowo rozgoryczenie przynosi mi jej ekonomiczny wymiar, zwłaszcza po powrocie z wysp. Pensja jaką otrzymuje jakże marna, nie pozwala mi na w pełni zaspokojenie moich potrzeb. Jeśli myślę o jakiś dodatkowych wydatkach typu wizyta u lekarza, bliższe obcowanie z kulturą (wyjście na koncert, do teatru, kina etc.) czy zakup czego innego aniżeli produktów spożywczych, wówczas pojawia się problem. Być może wyjściem byłoby trwonienie moich ciężko zarobionych pieniędzy na wszelkie gry, jak choćby lotto (a nóż się kiedyś uda coś trafić) bądź czekanie na cud w postaci otrzymania niespodziewanego spadku (nie wiem tylko od kogo). Chciałabym robić coś po pracy, ale wszelkie kursy, warsztaty dla dorosłych są zazwyczaj płatne. I takie to błędne koło odciska ślad głęboki na mojej duszy. I jak tu być kreatywnym, kiedy "polska rzeczywistość" podcina skrzydła zanim jeszcze zdążę odbić się od ziemi. Jak witać dzień z uśmiechem na ustach skoro nie chce mi się już cieszyć z niczego? Jak delektować się uczuciem, które pojawiło się na horyzoncie? Nie pozostaje mi nic innego jak znalezienie sobie dodatkowego zajęcia lub czegoś nowego. Może wówczas pojawi się jakaś iskierka nadziei na trochę lepsze jutro.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Karta obecnosci podbita :) przeczytałam od deski do deski, a jak do mnie przyjedziesz to postaram sie o zieloną jaśminową ;) buzka!