wtorek, 29 kwietnia 2008

Jutro ostatnie chwile w robocie, a po południu w samochód i udajemy się na północ. Mam tylko nadzieję, że pierwsze majowe dni wyjdą wszystkim uczestnikom na dobre. Zregenerujemy siły witalne, wprawimy się w odpowiedni nastrój, a wszystkie złe momenty, które tak jakoś trzymają się nas ostatni, odejdą w zapomnienie. Nie ukrywam, że liczę na to cholernie, bo naprawdę czuję się już tym wszystkim powoli zmęczona. Z uwagi na pracę, która nic dobrego nie wnosi w moje życie, tutaj przynajmniej być powinno bez utrudnień.. Niestety nie zawsze można mieć na to wpływ:( I nie zawsze można mówić to, co chciałoby się powiedzieć. Jakże to wszystko nas ogranicza...
Ostatnio do refleksji skłonił mnie film Seana Penna "Wszystko za życie". Opowieść o młodym mężczyźnie, który naturę przedkłada nad cywilizację. W efekcie czego umiera, poniekąd z głodu, poniekąd z wycieńczenia... Ktoś by mógł rzec, ale on był głupi, jakże dziś żyć bez cywilizacji? Może męczył go ten pęd człowieczy za czymś zupełnie dla niego niezrozumiałym, za dobrobytem, za ułudnym poczuciem bezpieczeństwa? Może bliżej mu było do natury, może "łatwiej" mu było się tam odnaleźć? Choć mimo takiego ucywilizowania, natura nadal jest groźna... A może on po prostu uciekał przed samym sobą, przed tajemnicą sprzed lat związaną z jego rodziną? Choć nie od dziś wiadomo, że przed sobą uciec się nie da, nawet w piękne ramiona przyrody.. Nawiązałam do tego filmu, bo wydaję mi się, że cywilizacja potrafi też niekiedy ograniczać człowieka, narzucać mu pewne zachowania, z którymi nie zawsze czuje się najlepiej. I to jest przerażające!!! A co z kierowaniem się głosem serca??? Czy to już się zupełnie dziś nie liczy???Też mam czasem ochotę zostawić bezpieczną posadkę, odrobinę ułożone, nudnawe życie i wyruszyć gdzieś przed siebie. Może wynika to troszkę z trybu życia jaki powinien prowadzić etnolog?

Brak komentarzy: