wtorek, 2 grudnia 2008

Grudniowe snucie

Za oknem trochę deszczu, trochę wietrznie. Śniegu spadło odrobinę w zeszłym tygodniu, ale już śladu po nim żadnego nie ma. Ja wciąż bez pracy, nigdzie w okolicy nie chcą mnie przyjąć. Albo za małe kwalifikacje, albo ja jestem jakaś odrealniona. Moja interpersonalna komunikacja jest do bani. Jak przychodzi mi stanąć twarzą w twarz z pracodawcą to nerwy mnie zżerają i potrafię upleść nie lada głupoty. Po wysłaniu kilkudziesięciu aplikacji drogą internetową, i bez większego zainteresowania moja osobą, postanowiłam uderzać bezpośrednio do przyszłych pracodawców. Jest to forma trochę nie w moim stylu, ale skoro i tak nie mam nic do stracenia. Staram się zajmować mój umysł rzeczami przydatnymi, pożytecznymi. Ale świadomość bycia bezrobotnym gdzieś tam czai się w najdalszych zakątkach mózgownicy. Mam trochę oparcia dokoła, więc nie jest tak całkiem źle. Dni mijają bezpowrotnie, zatem oby do wiosny, może wówczas odmieni się mój los zawodowy. Ludzie powiadają, że to jest najlepsza pora na szukanie zatrudnienia. A koniec roku potrafi być całkiem martwy.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

oby do wiosny - wtedy wszystko wydaje się być łatwiejsze. nawet szukanie nowej pracy.
pozdrawiam!