piątek, 5 grudnia 2008

List do Świętego Mikołaja

Kochany Święty Mikołaju!!!
Do końca tego roku zostało parę dni, a na zrealizowanie moich próśb potrzeba jednak trochę więcej czasu. Toteż moje prośby kieruję na rok przyszły 2009. A że 9 traktuję jako szczęśliwą liczbę, zatem wierzę, że może się to udać. W tym roku wiele spraw w moim życiu rozlazło się. Mam nadzieje, ze w nadchodzącym roku zaistnieją okazję do tego by się one zeszły.
Pierwszą moją prośbą jest wyjazd w celu totalnego odpoczynku od wszystkiego co złe, z moją ukochaną osobą. Oczywiście mam tu na myśli wyjazd w Tatry. Wspinanie się na kolejne szczyty, brodzenie w folklorze tamtych stron i nieograniczona wolność, którą człowiek nie jest nawet w stanie objąć źrenicą oka. W dodatku po raz pierwszy, mam nadzieję w życiu, będzie mi towarzyszyć moja połowica, która być może będzie równie oczarowana tamtejszym pejzażem, jak ja.
Kolejnym moim życzeniem jest to, by moja rodzina mogła dojść ze sobą do porozumienia. By moja mama wyzdrowiała. Byśmy byli w stanie rozumieć siebie nawzajem, swoje potrzeby. By nie stawiać niektórych spraw na ostrzu noża, by zaprzestać tych słownych przepychanek, by nie funkcjonować w myśl zasady: ja coś dla Ciebie, gdy Ty coś dla mnie. By postarać się być dla siebie jakimś oparciem. (Choć to pewnie za duża prośba). Bo to co dzieje się w środku niej, nie jest normalne.
Oczywiście byłoby jak najbardziej wskazane znaleźć pracę, która zadowalałaby, mogła by przynieść dochody, z których można by było się utrzymać i nie trzeba by było liczyć na pomoc z zewnątrz.
A co do reszty, to być wierna sobie, pracować nad rozwojem duchowym, radzić sobie z przeciwnościami i nie poddawać się zbyt łatwo.
Tego wszystkiego życzę sobie w przyszłym roku.

czwartek, 4 grudnia 2008

Żyję sobie teraz trochę na łasce obcych mi ludzi. Obcych, bo nie spowinaconych rodzinnie. Jeszcze nie, czy kiedykolwiek?- nie wiem. Od jakiegoś czasu niczego pewna nie jestem, a mój głos z wewnątrz został przygnieciony rzeczywistością i muszę się strasznie natrudzić, by dosłyszeć jego wołanie. Ale jest on tak słaby, że nie potrafię stwierdzić, co jest w stanie mnie uszczęśliwić?, czego tak naprawdę chcę? Niby praca mogłaby mnie w tej chwili uszczęśliwić, ale czy na pewno? Może ja jeszcze nie jestem mentalnie przygotowana do tego, by zacząć robić coś bardziej konkretnego. Może jeszcze jest na to za wcześnie? A może nigdy wiedzieć tego nie będę, bo kto miał mi pokazać, kiedy jest odpowiedni moment na tak zwana dorosłość? Zabrakło w momentach mojego wchodzenia w świadome życie rozmów z rodzicami. Od nich zaczynam, bo oni jako pierwsi powinni mnie trochę ukształtować w tą stronę. Niestety, nie było na to ani czasu, ani odwagi do prowadzenia rozmów na ten temat. Teraz jestem kim jestem, niekiedy mówię z sensem, a niekiedy niedojrzała ze mnie emocjonalnie istota. Nie wszyscy sa w stanie zrozumieć moich zachowań. Tak naprawdę odgradzam się teraz życzliwymi ludźmi od reszty świata. Dzięki temu, nikt ani nic nie jest w stanie mnie zranić. Nie dopuszczam do siebie absolutnie niczego. Oddycham własnym dwutlenkiem węgla. I choć podtruwam się, to jest to tylko i wyłącznie moja trucizna. Jestem odpowiedzialna za swe powolne odchodzenie. Z każdym kolejnym dniem wymazuje się z tego świata.

wtorek, 2 grudnia 2008

Grudniowe snucie

Za oknem trochę deszczu, trochę wietrznie. Śniegu spadło odrobinę w zeszłym tygodniu, ale już śladu po nim żadnego nie ma. Ja wciąż bez pracy, nigdzie w okolicy nie chcą mnie przyjąć. Albo za małe kwalifikacje, albo ja jestem jakaś odrealniona. Moja interpersonalna komunikacja jest do bani. Jak przychodzi mi stanąć twarzą w twarz z pracodawcą to nerwy mnie zżerają i potrafię upleść nie lada głupoty. Po wysłaniu kilkudziesięciu aplikacji drogą internetową, i bez większego zainteresowania moja osobą, postanowiłam uderzać bezpośrednio do przyszłych pracodawców. Jest to forma trochę nie w moim stylu, ale skoro i tak nie mam nic do stracenia. Staram się zajmować mój umysł rzeczami przydatnymi, pożytecznymi. Ale świadomość bycia bezrobotnym gdzieś tam czai się w najdalszych zakątkach mózgownicy. Mam trochę oparcia dokoła, więc nie jest tak całkiem źle. Dni mijają bezpowrotnie, zatem oby do wiosny, może wówczas odmieni się mój los zawodowy. Ludzie powiadają, że to jest najlepsza pora na szukanie zatrudnienia. A koniec roku potrafi być całkiem martwy.