niedziela, 29 czerwca 2008

podsumowanie czerwca

Banalny tytuł rzucił mi się na myśl, ale chyba trafnie określony. Dziś akurat przypada przedostatni dzień tego miesiąca, a że mam akurat wolne... Jutro, podobnie jak w tygodniu może być problem z uiszczeniem tu jakiegokolwiek wpisu, toteż korzystam z chwili. Właśnie zaaplikowałam sobie kubek cappuccino, choć to trochę zbrodnia, bo jest tu nieco ponad 40 st., ale co tam. Jak za starych dobrych czasów działa ono na mnie trochę kojąco. W dodatku mama podsunęła mi talerz czerwonych winogron, które kupiliśmy dziś na takim bazarze madryckim. Ciekawy klimat tego miejsca, gwarno, pełno tanich owoców, warzyw, do wyboru, koloru. Ci sprzedawcy zachwalający walory swoich towarów, wręcz przekrzykujący się, jakie to one nie są najlepsze, najtańsze, oby tylko zwrócić uwagę kupujących. Dobry chwyt marketingowy, tzw. "event" he he. Może dzisiejsi spece od reklamy powinni powrócić do tego typu chwytów? Kto wie...
Dziś też finał Euro 2008, dla mnie właściwie nic specjalnego, bo żadna z drużyn, które dziś będą go rozgrywać nie jest dla mnie niczym specjalnym. Nie jestem żadnym ekspertem w tych sprawach, ale wolałabym, gdyby zadziałała w tym przypadku jakaś niespodzianka, czyli pojawiła się w nim drużyna, której mało kto się spodziewał. Chyba większe emocje by się z tym wiązały:)
A tak zbaczając z tematu, miesiąc czerwiec był dla mnie ciężki i obfitował w wiele emocji, które nie należą do najmilszych. Ale cóż one też mają swoje miejsce w życiu pewnie każdego człowieka, choć nikt nie chce, by pojawiały się one tam często. Tęsknota, rozgoryczenie, niemoc, czasem smutek, często zmęczenie to najczęściej pojawiające sie uczucia. Nowe sytuacje, nowe prace, nowe miejsca, ludzie, chemioterapia mamy, to wszystko jakoś tak się złożyło na ten miesiąc. Przestałam już chyba grzebać w przeszłości, bo nie ma to właściwie większego sensu, przynosi to więcej bólu niż jest to wszystko warte. Skupić się trzeba na tym, co teraz, choć nie jest to najłatwiejsza sprawa. Czekam teraz na mojego mężczyznę, ma przyjechać w sobotę. Mam nadzieję, że dzięki jego przyjazdowi, trochę będzie nam tu lżej. Obym się tylko nie myliła.

sobota, 7 czerwca 2008

krótkie wiesci z półwyspu iberyjskiego

Od kilku dni goszczę w Hiszpanii. Zostawiłam pracę, mój partner życiowy tez pozostał w ojczyźnie. Znowu trochę drżę, o to co będzie dalej. Z czasem pewnie pojawią się alternatywy na przyszłość. Na razie przyjechałam tu wspierać mamę, która zachorowała na raka. W najbliższych dniach zacznie 5- miesięczną chemioterapię, a ja muszę znaleźć spokój i siłę, na to by ją odpowiednio wspierać. Pomagam jej pracować, jest trochę jeżdżenia po całym Madrycie, ale jak trzeba to trzeba. Hiszpania w tym roku jawi mi się, póki co dziwnie, pogoda jest jakby nie stąd, jest zimniej, brak upałów, niekiedy spadnie deszcz. Bolesna tęsknota daje sie we znaki, ale trzeba to jakoś przetrwać, przeczekać. a nóż, może będzie lepiej?